Czy los jest faktycznie ślepy? Czy mysimy przyjmować wszystko co życie niesie? A może kuć los według własnego projektu?
Właśnie przeczytałam notkę o planowanych zwolnienia nauczycieli poznańskich szkół. „Główną przyczyną zwolnień nauczycieli jest reforma programowa. Od nowego roku szkolnego uczniowie pierwszych klas szkół ponadgimnazjalnych będą mieć mniej zajęć z przedmiotów ścisłych. Stąd zwolnienia wśród biologów czy fizyków. Przez niż demograficzny będzie też mniej uczniów. W Poznaniu dodatkowo likwidowane będą jeszcze niektóre szkoły”.
Informacja ta wywołała u mnie skrajnie sprzeczne uczucie. Z jednej strony pojawiło się zrozumienie dla konieczności przeprowadzania takich reform. Skoro nie ma potrzeby zatrudniania większej liczby nauczycieli aniżeli wymaga tego program i liczba uczniów – to szkoda naszych (publicznych) pieniędzy na sztuczne utrzymywanie niepotrzebnej grupy zawodowej. Z drugiej zaś strony – odezwał się gdzieś czynnik ludzki i zwyczajny żal człowieka. Jak znajdzie się na rynku pracy nauczyciel, który nie posiada zbyt wielu cenionych obecnie przez pracodawców umiejętności? Chociaż paradoksalnie, właśnie nauczyciele uczą nasze pociechy przedsiębiorczości i umiejętności radzenia sobie w życiu, więc powinni te cechy mieć opanowane do perfekcji. No ale…
Wpisy na forum pod cytowanym artykułem zawierały skrajnie różne opinie o zawodzie nauczyciela, które wywołały u mnie szereg przemyśleń. Oczywiście na pierwszy plan wysuwają się „kłujące w oczy” przywileje grupy nauczycieli, czyli mała liczba godzin pracy i duża liczba dni urlopu. W obronie nauczycieli znalazły się też posty kontra, przywołujące konieczność pracy w hałasie, pracy z trudną młodzieżą i relacji z jeszcze trudniejszymi rodzicami.
I tu pojawiły się dwa (w zasadzie retoryczne) pytania:
- Jeśli praca nauczyciela jest taka idealna, to dlaczego ci, którzy tak uważają, nie zostali nauczycielami? Przecież każdy z nas chodził do szkoły i wie, na czym polega wykonywanie tego zawodu i jakie przywileje przysługują nauczycielom.
- Jeśli nauczyciele uważają, że ich praca jest tak bardzo męcząca, stresująca i wyczerpująca, to dlaczego się nie przekwalifikują. Może setki rozkrzyczanych dzieci warto zamienić na setki trudnych klientów? Może warto zamienić uprzywilejowaną pozycję nauczyciela względem ucznia na podporządkowaną pozycję pracownika względem szefa? Może zamiast wydawać polecenia, lepiej będzie je wykonywać i zamiast sprawdzać czyjąś wiedzę, samemu być poddanym procesowi permanentnej oceny?
Odpowiedź jest tylko jedna: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
A tak naprawdę, „kowalem swego losu każdy bywa sam”. Wszyscy urodziliśmy się tacy sami: nadzy i bosi. Sikaliśmy w te same pieluchy, bawiliśmy się takimi samymi klockami, dostaliśmy taki sam elementarz i zeszyt w wąskie linie. Nawet plastelina była taka sama, i kredki, i piłka na „wuefie”. O co więc dzisiejsze pretensje, że Ktoś ma lepsze życie niż my, że Ktoś ma lepszą pracę, lepszą żonę, lepszy samochód?
W tej sytuacji zamiast narzekać, warto zastanowić się, CO ten Ktoś zrobił innego niż my, że ma COŚ, o czym my marzymy.
Powszechnie mówi się, że najgorszy czas, to przeszły – niedokonany. Nie oznacza to jednak, że coś minęło bezpowrotnie i nie jesteśmy w stanie zmienić swojego życia. Wprawdzie czasu nie cofniemy i co było – minęło, ale …. „ważne są dni, których jeszcze nie znamy”. Nawet, jeśli dziś nie mamy jeszcze pomysłu na zmianę życia, to lepiej zacząć coś robić, niż trwać w beznadziei. Lepiej iść bez celu, niż stać w miejscu bez celu.
Nigdy nie jest za późno na zmianę pracy, zmianę miejsca zamieszkania, dokształcanie a nawet zmianę partnera. Paradoksalne, czasami kłody, które los rzuca nam pod nogi, mogą stać się materiałem do zbudowania mostu, który doprowadzi nas do lepszego życia. Trzeba TYLKO wziąć te kłody w ręce i zbudować dobry most.
---
Beata Nowak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz